Świętokradca

     Komnatę opanowała niemal zupełna ciemność. Na kandelabrach dogasały tlące się świece. Delikatny płomień zwiastował powolny koniec ich blasku. Wosk spływał na posadzkę, wydając odgłosy kapania. Jedyne źródło światła wykrwawiało się i poddawało pochłaniającej wszystko ciemności.
    W rogu sali leżała, przykuta do ściany, wychudła postać. Blizny i sińce na jej ciele były świeże, niektóre otwarte rany połyskiwały czerwonawym blaskiem krwi. Jedynie powolne ruchy klatki piersiowej wskazywały na to, że mężczyzna żyje. Zakuty był w grube, stalowe dyby, z nadgarstków oraz szyi zwisał, połączony do ciała niczym rurka, sznur zakończony połyskującym, fioletowym kamieniem.
Co mogło trzymać mężczyznę przy życiu w pustej komnacie? Jakim cudem serce pompowało krew w jego ciele? Skoro wyglądał niczym szkielet obleczony jedynie w wiszącą skórę, z głowy zwisał siwy kosmyk włosów, a paznokcie u nóg i dłoni miał długie i czarne. W wyrazie jego twarzy było jednak coś nieodganionego, zęby miał zaciśnięte, jakby walczył sam ze sobą o przetrwanie i jakby walkę tę powoli przegrywał. Największą uwagę przykuwały jego oczy. W przeciwieństwie do wyrazu twarzy, czy wątłej  sylwetki, świeciły mocnym, srebrnym blaskiem. Wpatrzone gdzieś w otchłań, nie poruszały się, jedynie źrenice od czasu do czasu stawały się coraz większe, by po chwili znowu skurczyć się do wielkości ziarnka piasku. 
- Nigdy nie przypuszczałem, że przetrwasz aż tak długo - odezwał się jakiś głos na drugim końcu komnaty. - Dajesz mi tyle...radości i siły. Szkoda, że pozostałe źródła już się wyczerpały...
 
Cisza.
A później delikatny dźwięk kroków. Dźwięk, który przypominał bardziej skradanie się kota. Po chwili, druga postać znalazła się obok przykutego w dyby mężczyzny, złapała go za twarz i ścisnęła, wbijając paznokcie w policzki, z których natychmiast wypłynęła krew. 
- Jak to jest być nikim? - agresor odezwał się chrapliwym głosem, jednak nie usłyszał żadnej odpowiedzi.
Może nawet nie spodziewał się, że cokolwiek usłyszy. - Gdzie jest teraz twoja potęga, starcze? - zapytał, po czym wybuchnął ohydnym śmiechem. - Nie ma jej - rechotał. - Wydobędę z ciebie każdą kroplę życia, aż staniesz się cieniem, plamą na posadzce, stertą kości, których nawet szczury nie tkną. Tymczasem...przyjemnego umierania.

                                                        *                    *                    *

 

Komentarze

  1. Zapraszam do komentowania i dyskusji ( o ile ktokolwiek i kiedykolwiek to przeczyta)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Dar